Podsumowanie tygodnia:
Tydzień 27: 19.02-25.02 2018r
Nikt nie uwierzy, ale ja naprawdę już w niedziele miałem napisaną cotygodniową relację. Zacząłem przygotowywać obiad i w międzyczasie miałem ją wysłać. Wstałem po czosnek. Jedna ręka na handrelingu, a druga sięga. Boczna fala… Machnęło… Tyłek pociągnęło i w coś trafił. Nie widziałem, że taki kościsty jestem. Komputer sprawny ale matryca pękła. Dziwne, bo on tyle już przeżył. Loty przez kabinę, zalanie, imprezy na lądzie itp. A tu dupa.
Skrótem przez tydzień: Cały poniedziałek już za moment, już za chwile będę stawiał grota. Ale gdy kładłem się przed północą wciąż na baby foku i na sztormowym jechałem koło 4kt. Bardzo szkwaliście. Ale wtorkowy przedświt nieziemski. Gwieździstość i bosość :) Gruby śpiwór jest za ciepły żeby spać w skarpetach. A na pokładzie niebezpiecznie jest chodzić w samych skarpetkach. Do tego jakaś ogromna chmara bardzo głośnych ptaszorów. Pierwsze od wielu tygodni mycie w kokpicie. Sztorm który miał przechodzić na północny wschód ode mnie okazał się słabszy niż było to w wcześniejszych prognozach. U mnie 5-6B w porywach 7B.
W nocy z czwartku na piątek Puffin jechała na motyla na foku marszowym i kliwrze. Włączyłem autopilota. Rano obudził mnie jego alarm. Niestety szczotki w silniku się skończyły. Został mi tylko autopilot hydrauliczny ale na niego mam ciut za mało prądu w codziennym bilansie. Zamiast niego stawiam baby foka którego szot podpinam pod rumpel. Jedzie to bardzo dobrze. Foki wypchnięte na spinaker bomach. Z tym, że te nie wpięte w maszt by go nie obciążać, a do centralnego stalowego handrelingu przed masztem.
Na pałąku na rufie zawiesiłem siedzonko bosmańskie i usiłuje z niego oczyścić pawęż z żyjątek. Jacht wciąż jeszcze mocno strymowany na rufę która mocno siedzi w wodzie. I tak naprawdę te 3-4 cm pawęży jest cały czas w wodzie. Próbowałem, ale dość ciężko było to zabezpieczyć farby antyporostową. Są tam m.in. okucia sterów czy krawędź luku awaryjnego. Dlatego te paskudy znalazły sobie jakoś miejsce żeby się przyczepić. Chyba nawet niespecjalnie hamuja jacht, ale brzydko to wygląda – a my mamy wyglądać ładnie! Gdy w końcu się tam usadowiłem i zacząłem skrobać, a fala idąca od rufy zaczęła rosnąc i po 10 minutach miałem kompletnie mokry tyłek.
Z soboty na niedziele zaczęły chodzić konkretne chmury, a do tego byłem w korzystnym mocnym prądzie. Na samym foku marszowym robiłem cały czas miedzy 7 a 8 węzłów. Siedziałem z pół godziny na pokładzie, ale w końcu udało mi się siebie samego przekonać że jestem głupkiem do potęgi. Świadomość ta pozwoliła na zrzucenie foka marszowego i na małym baby foku jechałem już koło 6 węzłów. Być może dlatego maszt wciąż stoi :) A przy okazji w końcu od Hornu czyli momentu awarii udało się wykręcić konkretny przebieg dobowy: 128 mil. Przez te 3 tygodnie raz zrobiłem równą 100, a poza tym wyniki dwucyfrowe. Wlokę się strasznie.Kilka minut przed wschodem zobaczyłem światła statku. Pierwsze od września. A później zabiłem tyłkiem komputer.
Na liczniku:
21630 mil z średnią 4,8 węzła - 114 mil na dobę
„do celu” zrobione 20645 mil z średnią 4,5 węzła - 109 mil na dobę
Do mety jeszcze 6201 mil, zrobione 76,1% z zaplanowanej trasy
Do równika 2386 mil
Utwory tygodnia:
- Ja chci poezji – Jaromir Nohavica
- My Ty She - Klaus Schulze&Lisa Gerard
Książki:
- Okręt liniowy - C.S.Forester
- Z podniesioną banderą – C.S.Forester
- Komodor – C.S.Forester
- Lord Hornblower – C.S.Forester
- Hornblower w Indiach – C.S.Forester
Minięty:
- Równoleżnik 40S