Podsumowanie tygodnia
Tydzień 35: 16-22.04.2018
Opluła mnie! Tuz przed wschodem zrzucałem zielsko z balastu czyli stanąłem w dryf pod żaglami. Siedziałem po nawietrznej i wtedy dostałem po okularach. Cielsko które wydmuchało powietrze wraz z woda przez swoja głowę było jakieś 2m od Puffina. Wieloryb? Chyba nie. Oddech wieloryba wali obora. Czy to cos miało takie tam białe laty? Ożesz w mordę jeża! Orka! Była panika. Dużo paniki. Ale przy tym wszystkim zamknąłem szczelnie jacht i wyciągnąłem jednak kamerę. Cos tam zarejestrowałem :). Mam tez dwa doznania których wciąż nie potrafię dobrze opisać. Z pewnością należą do top 5,moze top 3 przeżyć rejsu.
Pierwsze to gdy po raz kolejny była tuz przy burcie, obróciła sie na plecy. Wystawiła do mnie brzuch. Pierwsza myśl była taka odruchowa: posmyrać cię? Kurcze, chcesz się bawić? Jak pies? A później gdy myślałem że już odpłynęła, wyszedłem z dryfu. Wiało fajnie więc szybko rozpędziłem się do 5kt. I wtedy zobaczyłem że daleko za rufą są co najmniej dwie. I jedna skoczyła za mną. Mieliście kiedyś sytuacje gdy obcy pies klasy mastiff, rotwailer czy doberman zbiera sie i w pełnym gazie rusza w waszą stronę? Na samo wspomnienie skacze mi adrenalina. Pędziła w kilwaterze wyskakując czasem nad wodę. Czułem sie jak mysz dorwana przez kota, która czuje że jej już nikt nie trzyma. I próbuje się oddalić. Kot tylko na to czeka i znowu pac łapą. „O! Zabawka próbuje uciekąć?” Czułem się zupełnie jak coś do zabawy. Wiedziałem ze orkom zdarzało się taranować, a nawet zatapiać jachty. Bo sie pomyliły. Ludzi nie atakują, ale coś co od spodu wygląda jak nieduży wieloryb? Czemu nie.
Przyspieszam. Zielska coraz mniej, a pasat dobrze dmucha. Puffin znowu jest mała pomarańczową łodzią prawie podwodną. Żegluga w bejdewindzie jest bardzo mokra, fala nabita na dziob czasem dolatuje aż do rufy. Wraz z końcem tygodnia żegluga staje się coraz mniej przyjemna. Trwa karnawał szkwałów. Wiatr gwałtownie rośnie z 2B do 8B, by nagle znowu siadło do 2-3B. Dużo roboty przy refowaniu. W zasadzie cały czas. A do tego przez to kołtuni się fala i jest jeszcze bardziej mokro, jeszcze bardziej rzuca. Przeniosłem się ze spaniem na podłogę. Trochę wbrew własnym zasadom. Powinienem balastować na nawietrznej koi nawet śpiąc. Ale paskudnie dokuczają mi moje dolegliwości kręgosłupa. Tyle miesięcy bez ruchu wychodzi mi.... tyłem. Na podłodze jest dużo więcej miejsca i mogę przyjmować najdziwaczniejsze pozycje w czasie snu. Zapasowa płetwa sterowa z którą dzielę to miejsce nie wydaje się bardzo zdziwiona.
Na liczniku:
26353 mil ze srednią prędkością 4,5kt – 107,3mil na dobę
Do celu zrobione 24419 mil AVS 4,1kt - 99,4mil na dobę
Do mety jeszcze 2427 mil, zrobione 90% z zaplanowanej trasy
ETA vs DEADLINE 2 dni i 2h straty.
Książki:
- Na skrzydłach orłów - Ken Follet
- Trzeci bliźniak - Ken Follet
- Opowieść rozbitka - Gabriel Garcia Marquez
- Sto lat samotności - Gabriel Garcia Marquez
Miniete:
- Wyspy Zielonego Przylądka
Ominięty:
- Tonik w „biurze” w Mango Bay na Martynice