Nikt nie uwierzy, ale ja naprawdę już w niedziele miałem napisaną cotygodniową relację. Zacząłem przygotowywać obiad i w międzyczasie miałem ją wysłać. Wstałem po czosnek. Jedna ręka na handrelingu, a druga sięga. Boczna fala… Machnęło… Tyłek pociągnęło i w coś trafił. Nie widziałem, że taki kościsty jestem.
Miałem pomysł żeby zakotwiczyć na Falklandach. Nie zmieniło by to statusu rejsu. Reguły dopuszczają kotwiczenie, ale oczywiście nie można schodzić na ląd ani otrzymywać wsparcia z zewnątrz. Kotwiczył pierwszy nonstopowicz czyli Robin Knox-Johnston, kotwiczyć się zdarza żeglarzom startującym w samotniczych regatach non stop dookoła świat – Vendee Globe.
Używam tylko żagli przednich, najmniejszych. Baby foka oraz foka sztormowego razem lub pojedynczo. Teraz to bardziej drifting niż żeglowanie. Średnie prędkości w tym tygodniu wahają się miedzy 3 a 3,5 węzła i sporo zawdzięczam prądom. Grota w zasadzie i tak nie mogę używać bo zwęziła się likszpara.
Po kilku dniach od feralnego przechylenia jachtu i uszkodzenia masztu sytuacja wygląda na opanowaną. Szymon po konsultacjach technicznych wykonał awaryjne zabezpieczenie masztu przy pomocy lin i materiałów znajdujących się na pokładzie.
Szymon musi znacznie zwolnić tempo żeglugi STOP maszt jest nadwyrężony STOP rejs kontynuowany STOP - więcej w wiadomości :)
W niedzielne popołudnie 4 lutego Szymon Kuczyński na "Atlantic Puffine" opłynął Przylądek Horn. Był to ostatni z "Wielkich Przylądków" na trasie jego samotnego rejsu dookoła świata bez zawijania do portów "Call of Ocean".
Na pokładzie wszystko OK. Pozycja na mapie sie nie odświeża z powodu awarii systemu lokalizacji. Szymon melduje się co kilka godzin przez nasz funpage na facebooku - można go znaleźć wyszukując profil Zew Oceanu: https://www.facebook.com/Zew-Oceanu-175221885870362/
Nieominięty: Sztorm. Koniec prawie 90 dni skutecznych uników. Ty razem dorwało i zabujało. Zabrakło 10 dni bym mógł się chwalić, że 40-50tki jadły mi z ręki, a góry lodowe to cieliły się na mój widok w kawałki odpowiednie do drinka.
W końcu jest wszystko jak należy, podręcznikowo wręcz. Jest zimno (2-5C w kabinie), mokro (deszcz, śnieg, śnieg z deszczem) i wieje w tyłek. Zazwyczaj 6-7B momentami 8B, ale są to 2-4h przesilenia, więc nie nazwę tego sztormem. No i niż, niż’a pogania. Jak w Tańcu Węża na weselu, jedzie jeden za drugim.
Ponieważ Szymon nie zdążył z pisaniem (skończył mu się prąd). Ten tydzień podsumowuje tylko część pierwsza wpisu. Jeśli pojawi się słoneczko - będzie część druga :)
Chleb jeszcze gorący, a ja paluchami zrywam mu z grzbietu chrupiąca skórkę. Niepohamowanie? Skądże znowu? To czysty pragmatyzm :) Od dwóch dni ani słońce, ani księżyc nie są wstanie się do mnie przebić. Jest 100% wilgotności - mgła. Nie mogę pozwolić żeby wilgoć zamieniła mi chleb w kluchę, chrupkość znika wiec w moich ustach.
Stoję w zejściówce robiąc pranie w wiaderku. Wieje 2-3B, płynę pod genakerem robiąc 4 węzły. Ocean jest teraz taki jaki lubię: atramentowo-granatowy. Fala ma może z pół metra wysokości. Z głośnika powoli sączy się Echoes Pink Floydów, a niebo ma przy tym kolor niebieski. Po niebie tym hasa luźne stado niewielkich cumulusów.
Są czasem takie sytuacje, gdy człowiek budzi się w innym łóżku niż planował. Bywa. Gorzej, gdy nie pamięta się, dlaczego. Ale ja przecież zabrałam tylko 0,5l alkoholu 32% na cały rejs. Wiem, wiem kolejny element nie zgodny z tradycją. Henryk Jaskuła miał przecież sporą „apteczkę”, podobnie Chay Blyth. Robin Knox-Johnston to miał chyba więcej alkoholu na pokładzie niż wody. Poważnie! :)
Gdybym miewał chorobę morska to bym się porzygał. Od zachodu i południowego zachodu wciąż przybiega spora czasem trzy-, czasem czterometrowa fala. Do tego pojawiła się mniejsza, ale zauważalna fala z północy. Razem stworzyły niezapomniany spektakl. Tryskają gejzery, wybuchają wulkany, woda wygląda jak w ogromnym i trochę popsutym jacuzzi.
Tu chyba musi tak być. Gdy tylko minąłem Przylądek Leeuwin i po lewej burcie pojawiła się Australia pogoda się popsuła. W moim przekonaniu przynajmniej. Nadal brak sztormów, przynajmniej według wiatromierza, który w porywach notował do 35-40 kt. Ale tylko w porywach. Zrobiło się cieplej, czasem po 12-13 stopni. I zrobiło się brzydko...
Okazuje się, że dzisiejszy dzień jest bardzo istotny w realizacji naszych Zewowych projektów. Rankiem (po godzinie 6 UTC) Szymon i Puffinek minęli kolejny z Przylądków na trasie - australijski Leeuwin. Chwilę później pojawiła się informacja o przedsprzedaży książki. Tak! Naszej książki o Zewowych przygodach
Nie jestem wielkim miłośnikiem szybko przelatujących przez kabinę rzeczy. No, może z małymi wyjątkami. Dlatego też, gdy tylko mogę przekładam rzeczy z górnych przestrzeni kabiny do niższych, bezpieczniejszych - jak np. bakisty pod kojami. Sprzątałem właśnie w jednej z tych bakist. Najpierw znalazłem duży 0,5l słoik konfitur...
Połowa Oceanu Indyjskiego za rufą, wraz z całym bałaganem meteorologicznym. Chyba :) Wschodni indyk do tej pory wyglądał na dużo bardziej przewidywalny. Wielki niż na południu kształtował dość stabilną pogodę. Na południu wiatry o sile sztormu, a im dalej na północ tym wiatry słabsze, ale nadal mocne 5-7B.
30 doba w Ryczących Czterdziestkach, 23 dni bez sztormu. Na Oceanie Indyjskim nie spotkałem ani jednej sztuki. Dziecko szczęścia? Bardzo bym chciał:) Są sztormy, są przeciwne wiatry… hmm dokładnie tam gdzie prowadzi moja zaplanowana trasa. A ja jestem zupełnie gdzie indziej...
Podsumowanie tygodnia 12 przybrało formę dialogu między Szymonem, a Szymonem - zwanym również Ozim. Jak widać humoru na pokładzie Atlantic Puffina nie brakuje. Pytanie tylko jak tam, ze zdrowiem psychocznym ;) 33% trasy zostało za rufą. Średnia prędkość powyżej 100mil na dobę!